środa, 23 grudnia 2009

Jesień bez porażki


Za nami kalendarzowa jesień. Wpadłem na pewien pomysł, aby "wziąć pod lupę" osiemdziesiąt siedem (87!) lig świata, których statystyki śledzę tutaj i przeanalizować osiągnięcia wysępujących w nich drużyn. W dzisiejszej notcę, zaprezentuję Wam ekipy, które nie zaznały smaku porażki w rundzie jesiennej.

Skrupulatne obliczenia doprowadziły mnie do dziewięciu zespołów, które nie oddały rywalowi kompletu punktów do 22 grudnia bieżącego roku. Oto one: Sparta Praga, Novara Calcio, Ekranas Poniewież, Bayer Leverkusen, Twente Enschede, PSV Eindhoven, FC Barcelona, Partizan Belgrad, Dynamo Kijów. Jak widać, kluby te nie należą do europejskich potentatów (za wyjątkiem "Dumy Katalonii"). Co więcej, niektóre z nich nie zajęły "nawet" pozycji lidera na półmetku rozgrywek.

Kibice "Żelaznej Sparty" mają wiele powodów do zadowolenia. Piłkarze dowodzeni przez Jozefa Chovance - niegdyś jednego z najskuteczniejszych zawodników czechsłowackich - grają bardzo równo, zarówno w meczach u siebie jak i na wyjeździe. Ekipa z nad Wełtawy, na własnym podwórku, cztery razy inkasowała komplet punktów, a cztery razy podzieliła się nimi z przeciwnikiem. Dokładnie taki sam bilans Sparta Praga zanotowała rozgrywając spotkania na boiskach rywala. Obecnie, jest wiceliderem 1.Gambrinus ligi, a wyprzedza ją tylko, lepszym stosunkiem bramek, FK Teplice.

Nie inaczej prezentuje się forma "Aptekarzy". Można rzec, że podopieczni Heynckesa przezimują na pozycji lidera, dzięki... remisom. W całej rundzie zgromadzili ich aż osiem, czyli najwięcej spośród drużyn występujących w niemieckiej Bundeslidze. W składzie Bayeru Leverkusen jest dwóch Polaków, dwóch Tomaszów, Bobel i Zdebel. Miejmy nadzieję, że również na wiosnę, w walce o tytuł, uda się wyprzedzić Schalke, Bayern, HSV czy Wolfsburg (aktualnego mistrza) i mistrzowska patera zagości na BayArena w Leverkusen.

Na Ukrainie nieprzerwanie prym wiedzie Dynamo Kijów. Kijowianie, sezon 2009/10 zaczęli najlepiej... w Europie! Na starcie rozgrywek strzelili jedenaście bramek (11!), rozbijając Czarnomorec (5-0) oraz Tawriję Symferopol (6-0). Kto wie, może to najlepszy start Premier Lihi w całej jej historii? 13. zwycięstw i 3. remisy dają ekipie Gazzajewa fotel lidera z dwupunktową przewagą nad Szachtarem Donieck Mariusza Lewandowskiego. W dodatku, biało-niebiescy mają rozegrane jedno spotkanie mniej.


Prawdziwi herosi biegają jednak na trawach holenderskiej Eredivisie. Przewodzące FC Twente '65 i goniące PSV Eindhoven nie dość, że nie przegrywają na ligowym podwórku, to na wiosnę zagrają jeszcze w 1/16 finału Ligi Europy (odpowiednio z Werderem i HSV). W bezpośrednim meczu, drużyna Steva McClarena zremisowała 1-1 z ekipą Freda Ruttena i tym samym obie "załogi" uniknęły przerwania pasma spotkań bez porażki. "Czerwoni", od 12 września do 12 grudnia, wygrali... 12. meczów, a seria zwycięstw PSV to osiem kolejnych starć. Kiedy passa zostanie przerwana? Narazie, odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet supersnajper Ajaxu Amsterdam - Luis Alberto Suarez.

Kontynuując wycieczkę po Europie, przenieśmy się teraz do Włoch, gdzie w "egzotycznej" Serie C1/A niepokonana jest Novara Calcio. Klub prowadzony przez Egidio Notaristefano wypunktował rywali w dwunastu spotkaniach, zaliczył kilka remisów i z pokaźną sumą 42. punktów przewodzi na peryferiach Italii. Największym sukcesem klubu jest finał Pucharu Włoch (przegrany 1-2 z Interem), który rozegrany był jednak 70. lat temu!

Pod lupą (na moje nieszczęście) znalazła się również FC Barcelona. Nie mam zamiaru o niej pisać. Wszystko wiecie, a czego nie wiecie doczytacie tutaj. Pan Dariusz Wołowski to prawdziwy ekspert. Gdyby było Wam mało, przeczytajcie jeszcze to. Mnie już te historyjki o wszystko wygrywającej Barcelonie nie bawią.

Zdecydowanie bardziej wolę świeżo upieczonego mistrza Litwy - Ekranas Poniewież. Zawodnicy z środkowej części Litwy po raz pierwszy obronili tytuł. Zrobili to w bardzo inponującym stylu, bo jedyna porażka, jaka im się przytrafiła, miała miejsce dokładnie siedem miesięcy temu! W rundzie jesiennej nie mieli sobie równych i "na luzie" dowieźli tytuł mistrzowski (rozgrywki odbywają się systemem wiosna - jesień). Należy dodać, że w kadrze zespołu znajduje się tylko dwóch obcokrajowców.

Ostatnią niepokonaną drużyną jest Partizan Belgrad - wicelider serbskiej SuperLigi - walczący o kolejny tytuł mistrzowski z odwiecznym rywalem, Crveną Zvezdą Belgrad. Kibice "Grobari" liczą, że bardzo dobra postawa w rundzie jesiennej zaowocuje trzecim mistrzostwem Serbii z rzędu, a puchar przyjedzie na Humską 1.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Futbol jak El Bulli


Piłka nożna jest dla mnie jak... najlepsza restauracja na świecie. Stolik w Roses na Costa Brava zarezerwowałem sobie już dawno. Dzięki temu, w El Bulli zasiadam we wszystkie weekendy i delektuje się każdą finezją jaką kucharze stworzą i podadzą na tacy.
Nadzwyczajnych przeżyć kulinarnych doznałem już w piątek, gdy (śledzi)łem spotkanie na VELTINS-Arena (dawniej Arena AufSchalke) i konsumowałem pojedynek S04 - 1.FSV Mainz. Chciałem coś na deser, ale w kuchni temperatura spadła poniżej zera, a ja sam naliczyłem kilkanaście odwołanych meczów z powodu ataku zimy.
Sobota to już prawdziwa uczta, która zeczęła się w obiad. U mnie na zegarze 13:45. Czerwona latarnia Premier League - outsider z Portsmouth - wbija nóż w plecy Benitezowi. Liverpool notuje siódmą porażkę w tym sezonie. Aż zaschło mi w gardle. Zamówiłem koktajl. Skoro przy Wyspach jesteśmy, skoro przy Premiership i przy szczęśliwej liczbie 7, należy odnotować siódmy mecz bez porażki ekipy z Villa Park. Raut trwał dalej. Kelner wyłożył kawę na ławę, mówiąc: "w menu na dziś jest Manchester United". Pękałem w szwach, ale grzech nie skorzystać. Nie mogłem doczekać się, co przygotuje dla mnie kucharz o imieniu Alexander, bardziej znany jako Alex, Sir Alex. Byłem niemile zaskoczony. Miałem dość, ale najlepsza restauracja na świecie chciała zrekompensować mi odbijający się czkawką dziurawy ser szwajcarski (mam na myśli formację obronną Czerwonych Diabłów). Obsługa zaproponowała zmianę na syto nakryty stolik z bilecikiem: "Finał Klubowych Mistrzostw Świata". Nie pożałowałem. Oglądanie radości Katalończyków sprawiło mi nie lada przyjemność. Później okazało się, że zwolniono kucharza z... Manchesteru, ale City. Przed kolacją przystawka w postaci pewnej wygranej Bordeaux. Piąte zwycięstwo z rzędu i ośmio punktowa przewaga nad OM robi wrażenie. Ostatni posiłek. Miał być szlagier w Toskanii, podano Królewskich.
Nastała niedziela, a wraz z nią małe derby Londynu na Upton Park. Jak na najlepszą restaurację na świecie przystało, podano cztery wykorzystane rzuty karne, a wynik na tablicy, po meczu West Ham - Chelsea, wskazywał 1-1. Przeżarty byłem sobotą, ale zamówiłem jeszcze klęskę Celticu i Juventusu, bramkę Eto'o i Savioli. Zjadłem, podziękowałem, wyszedłem. Powiedziałęm sobie: "dość tych wątłych metafor". Wiersze niech piszą inni, ja na tym kończę. Podobało się?

czwartek, 10 grudnia 2009

"Święta wojna" po francusku


"Święta wojna" - dla jednych polski komediowy serial telewizyjny, do niedawna emitowany w TVP2, dla innych np. niedzielny obiad u teściowej. Jak go znieść? Pff, zjeść. Wracając do meritum - "święta wojna" to także arabskie słowo dżihad, oznaczające wysiłek w celu przezwyciężenia związanych z nią cierpień. Z punktu widzenia sportowego, "święta wojna" to termin, którym nazywa się najczęściej mecze wywołujący wielkie emocje, starcie dwóch odwiecznych klubów, rywalizujących ze sobą od lat, pojedynek Manchesteru Unitet z Arsenalem Londyn, Cracovii z Wisła itd... . Inaczej ów "wojnę" postrzegają kibole Olympique Marsylia.

Wszystko zaczęło się pierwszego dnia października ubiegłego roku. Wtedy to, podczas grupowego spotkania ostatniej edycji Ligi Mistrzów, doszło do zamieszek w meczu Atletico Madryt - OM. W związku z incydentami, które miały miejsce na Vincente Calderon, Santos Mirasierra (jeden z marsylskich ultrasów) został aresztowany za zakłócanie porządku i ranienie policjanta krzesełkiem. Fan "Les Phoceens", oczekując na wyrok, przesiadywał w hiszpańskim areszcie 68 dni. Groził mu wyrok ośmiu lat więzienia. Przed rewanżowym spotkaniem (zaplanowanym na 9 grudnia) nerwy puściły kibicom biało-niebieskich. Na adres Adletico zostały wysłane maile i faksy z pogróżkami. W listach pisanych po angielsku, francusku i hiszpańsku, francuscy kibole zapowiadali śmierć (!) ośmiu fanów Atletico, po jednym za każdy rok odsiadki kolegi. Wyrokiem sądu, Santos został skazany na trzy i pół roku więzienia oraz wysoką (jak na kibica) grzywnę (tysiąc euro). Decyzję krytykował sam Zinedine Zidane, prezes OM Pape Diouf oraz byłe gwiazdy klubu z Marsylii: Didier Drogba i Franck Ribery. Ostatecznie, Mirasierra opuścił areszt za kaucją wynoszącą sześć tysięcy euro. Od momentu tamtych wydarzeń jest traktowany jak bohater.

O ile do Madrytu, na mecz tegorocznej Champions League w grupie C (Real 3-0 OM, 30.09.2009), Santos Mirasierra nie przyjechał, bo jak sam tłumaczył "nie chciał dolewać oliwy do ognia", to na wtorkowym spotkaniu, rozegranym na Stade Velodrome już był. "Królewscy" nie zostali ciepło przywitanie przez kibiców zgromadzonych na 60. tysięcznym obiekcie, a garstka szalikowców ze stolicy Hiszpanii zasiadała pod szczególną opieką służb bezpieczeństwa. Pierwsze oznaki nienawiści, zauważalne były już przy oficialnych uściskach dłoni, zawodników obu ekip. Zielone lasery "powędrowały" na twarz Marcelo. Niesportowe zachowanie powtarzane było również w trakcie spotkania, tym razem ofiarami zajścia byli Lassana Diarra i Gonzalo Higuain. Od momentu, kiedy Lucho wyrównał na 1-1, miłośnicy OM w ciągu 10 minut odpalili pięć flar. Za "swiątynią" (nie mylić z "świętą") Casillasa, odpalano race i liczne petardy, aby odwrócić uwagę golkipera Realu Madryt. Skandaliczne zachowanie 27. tysięcy ultrasów najbardziej odczuł Rafael van der Vaart, który tego dnia systematycznie wykonywał rzuty rożne. Po jednym z jego zagrać padła bramka, a sam Holender został trafiony telefonem!

Real czeka na losowanie (18.12 - piątek) par 1/8 finał LM. Olympique Marsylia na wiosnę zagra w Lidze Europejskiej, czyli tam gdzie trafiło też... Atletico Madryt. Strach pomyśleć jakie piekło zgotują "antykapitaliści, antyrasiści i antyfaszyści" z Marsyli, gdy dojdzie do spotkania z ekipą Quique Floresa.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

My name is Uche, Kalu Uche

Nazywam się Uche, Kalu Uche. W sobotę pokonałem Iker'a Casillas'a - najlepszego bramkarza świata według IFFHS (Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu), golkipera piłkarskiej reprezentacji Mistrzów Europy - Hiszpanii. Tym samym, w 62 minucie spotkania na Santiago Bernabeu, wyprowadziłem moją Almerię na prowadzenie (2:1) z ekipą "Królewskich". Ostatecznie mecz zakończył się naszą porażką 2:4, ale gola strzelonego wielkiemu Realowi Madryt nikt mi nie odbierze. Pomyśleć, że kiedyś biegałem za futbolówką na boiskach EKSTRAKLApy. Pamiętasz mnie, Polsko?

Nie jestem już tym samym Uche, któremu kiedyś kasa zawróciła w głowie. Tym beztroskim, czasem infantylnym i naiwnym chłopakiem, który uwierzył w transfer do Ajaksu Amsterdam.
Teraz jestem piłkarzem Union Deportiva Almeria - hiszpańskiego klubu występującego w Primera Division. Dalej... . Jestem najskuteczniejszym zawodnikiem ekipy Hugo Sanchez'a. Jestem liderem drużyny z Estadio de los Juegos, pupilem wielkiego trenera, a dla Was, "polaczków" najlepszym obcokrajowcem w historii... EKSTRAKLApy.
Z każdym rozegranym meczem w La Liga udowadniam swoją wartość. Ile jestem wart? Angielskie Fulham oferowało 2,5 mln euro. Negocjacje trwały od lata, ale ostatecznie londyńczycy muszą obejść się smakiem, ponieważ w klubie odgrywam kluczową rolę. Wygląda na to, że zostanę w drużynie z Andaluzji. Wypełnię kontrakt do końca, a smakiem obejdzie się też krakowska Wisła. "Biała Gwiazda" bowiem, gdy odchodziłem do Hiszpanii, wynegociowała w kontrakcie 25% z kolejnego transferu.
Triumfalny marsz z "Wisełką" w Pucharze UEFA. Bramki strzelone Schalke czy Lazio. To już przeszłość. Teraz legitymuje się bramkami w Primera Division. Gola strzeliłem już i Barcelonie, i Realowi Madryt. Rozegrałem tutaj ponad sto meczów, strzeliłem blisko 30. bramek. Czekam na powołanie od Amodu Shaibu na Mundial w RPA. Czekam na grupowy mecz z "Albicelestes" Diego Maradony. Czekam na występ w Premier League.

***

Napisałbym tak na swojej stronie internetowej, gdybym nazywał się Uche, Kalu Uche.