środa, 23 grudnia 2009

Jesień bez porażki


Za nami kalendarzowa jesień. Wpadłem na pewien pomysł, aby "wziąć pod lupę" osiemdziesiąt siedem (87!) lig świata, których statystyki śledzę tutaj i przeanalizować osiągnięcia wysępujących w nich drużyn. W dzisiejszej notcę, zaprezentuję Wam ekipy, które nie zaznały smaku porażki w rundzie jesiennej.

Skrupulatne obliczenia doprowadziły mnie do dziewięciu zespołów, które nie oddały rywalowi kompletu punktów do 22 grudnia bieżącego roku. Oto one: Sparta Praga, Novara Calcio, Ekranas Poniewież, Bayer Leverkusen, Twente Enschede, PSV Eindhoven, FC Barcelona, Partizan Belgrad, Dynamo Kijów. Jak widać, kluby te nie należą do europejskich potentatów (za wyjątkiem "Dumy Katalonii"). Co więcej, niektóre z nich nie zajęły "nawet" pozycji lidera na półmetku rozgrywek.

Kibice "Żelaznej Sparty" mają wiele powodów do zadowolenia. Piłkarze dowodzeni przez Jozefa Chovance - niegdyś jednego z najskuteczniejszych zawodników czechsłowackich - grają bardzo równo, zarówno w meczach u siebie jak i na wyjeździe. Ekipa z nad Wełtawy, na własnym podwórku, cztery razy inkasowała komplet punktów, a cztery razy podzieliła się nimi z przeciwnikiem. Dokładnie taki sam bilans Sparta Praga zanotowała rozgrywając spotkania na boiskach rywala. Obecnie, jest wiceliderem 1.Gambrinus ligi, a wyprzedza ją tylko, lepszym stosunkiem bramek, FK Teplice.

Nie inaczej prezentuje się forma "Aptekarzy". Można rzec, że podopieczni Heynckesa przezimują na pozycji lidera, dzięki... remisom. W całej rundzie zgromadzili ich aż osiem, czyli najwięcej spośród drużyn występujących w niemieckiej Bundeslidze. W składzie Bayeru Leverkusen jest dwóch Polaków, dwóch Tomaszów, Bobel i Zdebel. Miejmy nadzieję, że również na wiosnę, w walce o tytuł, uda się wyprzedzić Schalke, Bayern, HSV czy Wolfsburg (aktualnego mistrza) i mistrzowska patera zagości na BayArena w Leverkusen.

Na Ukrainie nieprzerwanie prym wiedzie Dynamo Kijów. Kijowianie, sezon 2009/10 zaczęli najlepiej... w Europie! Na starcie rozgrywek strzelili jedenaście bramek (11!), rozbijając Czarnomorec (5-0) oraz Tawriję Symferopol (6-0). Kto wie, może to najlepszy start Premier Lihi w całej jej historii? 13. zwycięstw i 3. remisy dają ekipie Gazzajewa fotel lidera z dwupunktową przewagą nad Szachtarem Donieck Mariusza Lewandowskiego. W dodatku, biało-niebiescy mają rozegrane jedno spotkanie mniej.


Prawdziwi herosi biegają jednak na trawach holenderskiej Eredivisie. Przewodzące FC Twente '65 i goniące PSV Eindhoven nie dość, że nie przegrywają na ligowym podwórku, to na wiosnę zagrają jeszcze w 1/16 finału Ligi Europy (odpowiednio z Werderem i HSV). W bezpośrednim meczu, drużyna Steva McClarena zremisowała 1-1 z ekipą Freda Ruttena i tym samym obie "załogi" uniknęły przerwania pasma spotkań bez porażki. "Czerwoni", od 12 września do 12 grudnia, wygrali... 12. meczów, a seria zwycięstw PSV to osiem kolejnych starć. Kiedy passa zostanie przerwana? Narazie, odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet supersnajper Ajaxu Amsterdam - Luis Alberto Suarez.

Kontynuując wycieczkę po Europie, przenieśmy się teraz do Włoch, gdzie w "egzotycznej" Serie C1/A niepokonana jest Novara Calcio. Klub prowadzony przez Egidio Notaristefano wypunktował rywali w dwunastu spotkaniach, zaliczył kilka remisów i z pokaźną sumą 42. punktów przewodzi na peryferiach Italii. Największym sukcesem klubu jest finał Pucharu Włoch (przegrany 1-2 z Interem), który rozegrany był jednak 70. lat temu!

Pod lupą (na moje nieszczęście) znalazła się również FC Barcelona. Nie mam zamiaru o niej pisać. Wszystko wiecie, a czego nie wiecie doczytacie tutaj. Pan Dariusz Wołowski to prawdziwy ekspert. Gdyby było Wam mało, przeczytajcie jeszcze to. Mnie już te historyjki o wszystko wygrywającej Barcelonie nie bawią.

Zdecydowanie bardziej wolę świeżo upieczonego mistrza Litwy - Ekranas Poniewież. Zawodnicy z środkowej części Litwy po raz pierwszy obronili tytuł. Zrobili to w bardzo inponującym stylu, bo jedyna porażka, jaka im się przytrafiła, miała miejsce dokładnie siedem miesięcy temu! W rundzie jesiennej nie mieli sobie równych i "na luzie" dowieźli tytuł mistrzowski (rozgrywki odbywają się systemem wiosna - jesień). Należy dodać, że w kadrze zespołu znajduje się tylko dwóch obcokrajowców.

Ostatnią niepokonaną drużyną jest Partizan Belgrad - wicelider serbskiej SuperLigi - walczący o kolejny tytuł mistrzowski z odwiecznym rywalem, Crveną Zvezdą Belgrad. Kibice "Grobari" liczą, że bardzo dobra postawa w rundzie jesiennej zaowocuje trzecim mistrzostwem Serbii z rzędu, a puchar przyjedzie na Humską 1.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Futbol jak El Bulli


Piłka nożna jest dla mnie jak... najlepsza restauracja na świecie. Stolik w Roses na Costa Brava zarezerwowałem sobie już dawno. Dzięki temu, w El Bulli zasiadam we wszystkie weekendy i delektuje się każdą finezją jaką kucharze stworzą i podadzą na tacy.
Nadzwyczajnych przeżyć kulinarnych doznałem już w piątek, gdy (śledzi)łem spotkanie na VELTINS-Arena (dawniej Arena AufSchalke) i konsumowałem pojedynek S04 - 1.FSV Mainz. Chciałem coś na deser, ale w kuchni temperatura spadła poniżej zera, a ja sam naliczyłem kilkanaście odwołanych meczów z powodu ataku zimy.
Sobota to już prawdziwa uczta, która zeczęła się w obiad. U mnie na zegarze 13:45. Czerwona latarnia Premier League - outsider z Portsmouth - wbija nóż w plecy Benitezowi. Liverpool notuje siódmą porażkę w tym sezonie. Aż zaschło mi w gardle. Zamówiłem koktajl. Skoro przy Wyspach jesteśmy, skoro przy Premiership i przy szczęśliwej liczbie 7, należy odnotować siódmy mecz bez porażki ekipy z Villa Park. Raut trwał dalej. Kelner wyłożył kawę na ławę, mówiąc: "w menu na dziś jest Manchester United". Pękałem w szwach, ale grzech nie skorzystać. Nie mogłem doczekać się, co przygotuje dla mnie kucharz o imieniu Alexander, bardziej znany jako Alex, Sir Alex. Byłem niemile zaskoczony. Miałem dość, ale najlepsza restauracja na świecie chciała zrekompensować mi odbijający się czkawką dziurawy ser szwajcarski (mam na myśli formację obronną Czerwonych Diabłów). Obsługa zaproponowała zmianę na syto nakryty stolik z bilecikiem: "Finał Klubowych Mistrzostw Świata". Nie pożałowałem. Oglądanie radości Katalończyków sprawiło mi nie lada przyjemność. Później okazało się, że zwolniono kucharza z... Manchesteru, ale City. Przed kolacją przystawka w postaci pewnej wygranej Bordeaux. Piąte zwycięstwo z rzędu i ośmio punktowa przewaga nad OM robi wrażenie. Ostatni posiłek. Miał być szlagier w Toskanii, podano Królewskich.
Nastała niedziela, a wraz z nią małe derby Londynu na Upton Park. Jak na najlepszą restaurację na świecie przystało, podano cztery wykorzystane rzuty karne, a wynik na tablicy, po meczu West Ham - Chelsea, wskazywał 1-1. Przeżarty byłem sobotą, ale zamówiłem jeszcze klęskę Celticu i Juventusu, bramkę Eto'o i Savioli. Zjadłem, podziękowałem, wyszedłem. Powiedziałęm sobie: "dość tych wątłych metafor". Wiersze niech piszą inni, ja na tym kończę. Podobało się?

czwartek, 10 grudnia 2009

"Święta wojna" po francusku


"Święta wojna" - dla jednych polski komediowy serial telewizyjny, do niedawna emitowany w TVP2, dla innych np. niedzielny obiad u teściowej. Jak go znieść? Pff, zjeść. Wracając do meritum - "święta wojna" to także arabskie słowo dżihad, oznaczające wysiłek w celu przezwyciężenia związanych z nią cierpień. Z punktu widzenia sportowego, "święta wojna" to termin, którym nazywa się najczęściej mecze wywołujący wielkie emocje, starcie dwóch odwiecznych klubów, rywalizujących ze sobą od lat, pojedynek Manchesteru Unitet z Arsenalem Londyn, Cracovii z Wisła itd... . Inaczej ów "wojnę" postrzegają kibole Olympique Marsylia.

Wszystko zaczęło się pierwszego dnia października ubiegłego roku. Wtedy to, podczas grupowego spotkania ostatniej edycji Ligi Mistrzów, doszło do zamieszek w meczu Atletico Madryt - OM. W związku z incydentami, które miały miejsce na Vincente Calderon, Santos Mirasierra (jeden z marsylskich ultrasów) został aresztowany za zakłócanie porządku i ranienie policjanta krzesełkiem. Fan "Les Phoceens", oczekując na wyrok, przesiadywał w hiszpańskim areszcie 68 dni. Groził mu wyrok ośmiu lat więzienia. Przed rewanżowym spotkaniem (zaplanowanym na 9 grudnia) nerwy puściły kibicom biało-niebieskich. Na adres Adletico zostały wysłane maile i faksy z pogróżkami. W listach pisanych po angielsku, francusku i hiszpańsku, francuscy kibole zapowiadali śmierć (!) ośmiu fanów Atletico, po jednym za każdy rok odsiadki kolegi. Wyrokiem sądu, Santos został skazany na trzy i pół roku więzienia oraz wysoką (jak na kibica) grzywnę (tysiąc euro). Decyzję krytykował sam Zinedine Zidane, prezes OM Pape Diouf oraz byłe gwiazdy klubu z Marsylii: Didier Drogba i Franck Ribery. Ostatecznie, Mirasierra opuścił areszt za kaucją wynoszącą sześć tysięcy euro. Od momentu tamtych wydarzeń jest traktowany jak bohater.

O ile do Madrytu, na mecz tegorocznej Champions League w grupie C (Real 3-0 OM, 30.09.2009), Santos Mirasierra nie przyjechał, bo jak sam tłumaczył "nie chciał dolewać oliwy do ognia", to na wtorkowym spotkaniu, rozegranym na Stade Velodrome już był. "Królewscy" nie zostali ciepło przywitanie przez kibiców zgromadzonych na 60. tysięcznym obiekcie, a garstka szalikowców ze stolicy Hiszpanii zasiadała pod szczególną opieką służb bezpieczeństwa. Pierwsze oznaki nienawiści, zauważalne były już przy oficialnych uściskach dłoni, zawodników obu ekip. Zielone lasery "powędrowały" na twarz Marcelo. Niesportowe zachowanie powtarzane było również w trakcie spotkania, tym razem ofiarami zajścia byli Lassana Diarra i Gonzalo Higuain. Od momentu, kiedy Lucho wyrównał na 1-1, miłośnicy OM w ciągu 10 minut odpalili pięć flar. Za "swiątynią" (nie mylić z "świętą") Casillasa, odpalano race i liczne petardy, aby odwrócić uwagę golkipera Realu Madryt. Skandaliczne zachowanie 27. tysięcy ultrasów najbardziej odczuł Rafael van der Vaart, który tego dnia systematycznie wykonywał rzuty rożne. Po jednym z jego zagrać padła bramka, a sam Holender został trafiony telefonem!

Real czeka na losowanie (18.12 - piątek) par 1/8 finał LM. Olympique Marsylia na wiosnę zagra w Lidze Europejskiej, czyli tam gdzie trafiło też... Atletico Madryt. Strach pomyśleć jakie piekło zgotują "antykapitaliści, antyrasiści i antyfaszyści" z Marsyli, gdy dojdzie do spotkania z ekipą Quique Floresa.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

My name is Uche, Kalu Uche

Nazywam się Uche, Kalu Uche. W sobotę pokonałem Iker'a Casillas'a - najlepszego bramkarza świata według IFFHS (Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu), golkipera piłkarskiej reprezentacji Mistrzów Europy - Hiszpanii. Tym samym, w 62 minucie spotkania na Santiago Bernabeu, wyprowadziłem moją Almerię na prowadzenie (2:1) z ekipą "Królewskich". Ostatecznie mecz zakończył się naszą porażką 2:4, ale gola strzelonego wielkiemu Realowi Madryt nikt mi nie odbierze. Pomyśleć, że kiedyś biegałem za futbolówką na boiskach EKSTRAKLApy. Pamiętasz mnie, Polsko?

Nie jestem już tym samym Uche, któremu kiedyś kasa zawróciła w głowie. Tym beztroskim, czasem infantylnym i naiwnym chłopakiem, który uwierzył w transfer do Ajaksu Amsterdam.
Teraz jestem piłkarzem Union Deportiva Almeria - hiszpańskiego klubu występującego w Primera Division. Dalej... . Jestem najskuteczniejszym zawodnikiem ekipy Hugo Sanchez'a. Jestem liderem drużyny z Estadio de los Juegos, pupilem wielkiego trenera, a dla Was, "polaczków" najlepszym obcokrajowcem w historii... EKSTRAKLApy.
Z każdym rozegranym meczem w La Liga udowadniam swoją wartość. Ile jestem wart? Angielskie Fulham oferowało 2,5 mln euro. Negocjacje trwały od lata, ale ostatecznie londyńczycy muszą obejść się smakiem, ponieważ w klubie odgrywam kluczową rolę. Wygląda na to, że zostanę w drużynie z Andaluzji. Wypełnię kontrakt do końca, a smakiem obejdzie się też krakowska Wisła. "Biała Gwiazda" bowiem, gdy odchodziłem do Hiszpanii, wynegociowała w kontrakcie 25% z kolejnego transferu.
Triumfalny marsz z "Wisełką" w Pucharze UEFA. Bramki strzelone Schalke czy Lazio. To już przeszłość. Teraz legitymuje się bramkami w Primera Division. Gola strzeliłem już i Barcelonie, i Realowi Madryt. Rozegrałem tutaj ponad sto meczów, strzeliłem blisko 30. bramek. Czekam na powołanie od Amodu Shaibu na Mundial w RPA. Czekam na grupowy mecz z "Albicelestes" Diego Maradony. Czekam na występ w Premier League.

***

Napisałbym tak na swojej stronie internetowej, gdybym nazywał się Uche, Kalu Uche.

niedziela, 29 listopada 2009

Happy Birthday, Pierre!



29 XI 2009 - dla wielu fanatyków futbolu, ta data, to przede wszystkim "Gran Derbi Europa", mecz o prym w La Liga, fotel lidera Primera Division, wielki klasyk, spotkanie o honor i prestiż. Gdzieś w cieniu pozostaje jeszcze "Grand Slam Sunday", czyli Arsenal - Chelsea, derby Londynu. Dla mnie, przedostatni dzień listopada, to przede wszystkim czterdzieste urodziny Pierre van Hooijdonka - grubej ryby wśród piłkarzy na emeryturze.

181 występów w Eredivisie, 125 bramek (0,69 na mecz). Podobnie w Scottish Premier League, 68 do 44 (0,64). Mało? W portugalskiej SuperLidze 30 spotkań i 19 trafień (0,63). Turecka Superliga nie taka straszna jak ją malują - 52 mecze = 32 gole (0,61). Trochę gorzej w Premiership, bo zaledwie 7 w 29 potyczkach (0,24). Czytelników, którzy nadal nie wierzą, że Pierre to "gruba ryba", zapraszam do lektury... .
Skąd zainteresowanie jego osobą? Przecież na całym świecie, tylko w 2006 roku, w rozgrywkach brało udział 265 milionów zawodników i zawodniczek. Łatwo policzyć, że średnio dziennie urodziny obchodzi 726 tysięcy z nich. Czytajcie dalej... .
Jednym z moich ulubionych piłkarzy stał się, gdy w jednym meczu zdobył dwie, identyczne bramki z rzutu wolnego. Mało tego. Wykonywane były one, prawie z tego samego miejsca! Był to ewenement na skalę światową. Samego spotkania nie pamiętam, nie udało mi się nawet dotrzeć do nazwy drużyny przeciwnej. Gdzieś w youtube widziałem, że van Hooijdonk przywdziewał wtedy koszulkę Feyenoordu Rotterdam. Osobę, która pamięta, bądź kojarzy niecodzienne wydarzenie, proszę o komentarz pod tym postem. Ale od początku... .

Pierre, a właściwie Petrus Ferdinandus Johannes Stevenson van Hooijdonk, urodził się na południu Holandii - w Steenbergen. Przygodę z piłką zaczynał w lokalnych drużynach juniorskich. W 1989r. rozpoczął swoją profesionalną karierę zawodniczą. Pierwszym pracodawcą był holenderski drugoligowiec - RBC Roosendaal (swego czasu klub Tomasza Iwana). Na początku lat 90. występował cztery sezony w Bredzie (1991-95), gdzie rozegrał 115 meczów, strzelając 81 bramek (0,7 na mecz). Król strzelców w II lidze, awans na najwyższy sczebel rozgrywek w "kraju tulipanów, wiatraków, chodaków i sera" z RBC, skuteczność w I lidze (25 bramek w debiutanckim sezonie). Wszystko to zaowocowało transferem do Celticu Glasgow, w którym również spisywał się wybornie. Barw "The Bhoys" bronił w latach 1995-97 po czym przeniósł się na City Ground, by reprezentować Nottingham Forest (obecnie klub Radka Majewskiego). To właśnie w trykocie "The Reds" pojawiły się pierwsze problemy ciemnoskórego zawodnika. Na początku wszystko układało się jak zwykle (u Holendra bywało). Instynkt strzelecki nie zawodził, ekipa z południowego brzegu Trentu wywalczyła awans do Premier League, a van Hooijdonk był najjasniejszą postacią zespołu. W owym czasie przytrafiła mu się jednak kontuzja, która (tylko na moment) zahamowała jego karierę. Pierre zaczął narzekać, że klub nie stara się o pozyskanie wartościowych graczy, w efekcie czego poprosił o wystawienie na listę transferową. Klub w obawie przed utratą największej gwiazdy, nie przystał na żądania rosłego piłkarza. Doszło wtedy do zabawnej (z perspektywy czasu) sytuacji. Mierzący 194 cm wzrostu napastnik urządził sobie mały strajk. Przez kilka miesięcy trenował z "Żółtą armią" z dobrze mu znanej Bredy. Z Nottingham pożegnał się po zakończeniu sezonu, kiedy klub spadał właśnie z ligi. Przykre wspomnienia z Wysp nie przeszkodziły mu w zdobyciu tytułu wicekróla strzelców Eredivisie (25 bramek) na wypożyczeniu w Vitesse Arnhem w sezonie 1999-00. W kolejnej rundzie jego wartość oszacowano na 6,8 mln euro, a pieniądze na stół wyłożyła słynna SL Benfica. W drużynie ze "Stadionu Światła" wystąpił w 30 spotkaniach, trafiając do siatki rywala aż 19 razy.


W 2001r. zdecydował się na transfer na "De Kuip", gdzie z Feyenoordem Rotterdam z marszu zdobył Puchar UEFA (przed własną publicznością!). Sam finał to tylko pokłosie wyczynu van Hooijdonka. Klubowy kolega Tomasza Rząsy i Ebiego Smolarka był superbohaterem wieczoru. Dwie bramki i asysta przy bramce Tomassona, "Pi-Air'a" jak go nazywali koledzy, sprawiły że "Klub znad Mozy" pokonał Borussię Dortmund 3-2. Zapraszam do obejrzenia filmu poniżej. Tak strzela i cieszy się z wygranej dzisiejszy solenizant:



Dodać należy, że w półfinale tych rozgrywek, Feyenoord pokonał wielki Inter Mediolan.
Przenosiny do Rotterdamu można uznać za strzał w... dziewiątkę, "9" dlatego że właśnie z tym numerem na koszulce, "Pi-Air" zdobył w ciągu dwóch sezonów 52 bramki w 61 występach (0,85 na mecz)! Sporo jak na zawodnika po "trzydziestce". W lecie 2003r. sprzedany został do tureckiego Fenerbahce SK. "Żółte kanarki" były kolejnym klubem, w którym gra opierała się na grze doświadczonego zawodnika. Wydane pieniądze (ok. 1 mln euro) zwróciły się po tym jak w 47 spotkaniach, piłkę w siatce van Hooijdonk umieścił 32 razy (0,68).
O tym, że były reprezentant drużyny narodowej (w kadrze zagrał 46 razy i strzelił 14 bramek, wystąpił w MŚ 1998, na Euro 2000 i Euro 2004) lubi powroty przekonaliśmy się, gdy w sierpniu 2005 znalazł zatrudnienie w NAC, by w styczniu 2006 wrócić do Feyenoordu. 13 grudnia 2006r. zagrał w spotkaniu 5 kolejki PUEFA, a jego SC Feyenoord pokonał Wisłę Kraków 3-1. Tym samym "Biała Gwiazda" pożegnała się (na dobre) z europejskimi pucharami. W swoim ostatnim sezonie wywalczył trzecie miejsce w Eredivisie, zagrał w 37 meczach i strzelił osiem razy.

W 2007r. "zawiesił buty na kołku". Decyzję o zakończeniu kariery komentował następująco: "Futbol jest ciągle moim hobby, a gra sprawia mi przyjemność. Ale nie chcę doczekać dnia, kiedy będzie inaczej".
W przeciągu całej kariery grał w ośmiu zawodowych klubach, rozegrał 360 spotkań, a na listę strzelców wpisał się 227 razy.

Tomek Rząsa i Ebi Smolarek nie są jedynymi, polskimi kolegami solenizanta. 40-letni już Pierre, wielokrotnie udzielał wsparcia Arturowi Borucowi. Jeszcze w lutym tego roku, komentował spór na lini Boruc - McGeady, w którym przyznawał, że ewentualny konflikt, pozytywnie wpłynie na grę Polaka.

***

Rozpisałem się niebezpiecznie, a przecież (skoro przy urodzinach jesteśmy) nie wspomniałem jeszcze o 36-urodzinach Ryana Gigsa, który w przededniu swoich urodzin (urodził się 29 listopada 1973) w meczu z Portsmouth zdobył swojego 100. gola w Premiership. Naszczęście sylwetki tego piłkarza nie muszę Wam przybliżać... .


100 lat !

wtorek, 24 listopada 2009

BĄDŹ NIEZASTĄPIONY


Nieco ponad 50 dni temu napisałem tutaj o "Cesarzu z kraju Kwitnącej Wiśni", który zaliczył kapitalne występy na starcie Eredivisie w VVV Venlo, zdobywając gola za golem. Ów "cesarz" - Keisuke Honda - od tego czasu, nie znalazł drogi do bramki rywala ani razu. Zastanawiam się, czy ten wpis wywoła wilka z lasu? Dokładnie miesiąc temu dodałem posta o "Żółteł łodzi podwodnej", która znalazła się (dosłownie) na dnie Primera Division. Ów "łódź podwodna" (Villareal) od tego czasu zaczęła wygrywać mecze, by po jedenastu kolejkach zajmować... 11 pozycję. Paradoks? Do czego zmierzam? Postanowiłem wziąć udział w konkursie organizowanym w programie "Cafe Futbol" przy współpracy z firmą Nike. Moim niezastąpionym graczem tygodnia jest Maciej Rybus - piłkarz warszawskiej Legii. Jak potoczy się kariera 20-letniego chłopaka z Łowicza po wpisie na "walkowerze"?

Uzasadnienie mojego wyboru:

O tym, że Maciej Rybus to piłkarz niezastąpiony miałem okazję przekonać się, gdy ten był jeszcze zawodnikiem Młodzieżowej Szkoły Piłkarskiej w Szamotułach. Podczas jednego z treningów, pod okiem Andrzeja Dawidziuka i Bernarda Szmyta, który odbył się (nietypowo) na boisku w Gałowie, przyglądałem się umiejętnościom zawodnika urodzonego w Łowiczu. Popularny "Ryba" nie był do końca ukształtowanym kopaczem, ale już wtedy wiedziałem, że w przyszłości zostanie gwiazdą polskiej Ekstraklasy. Szybkość, koordynacja, dokładne dośrodkowania to cechy, dzięki którym, wychowanek Pelikana Łowicz, wyrastał na lidera grupy. Ku mojemu zaskoczeniu, młody Rybus kończył trening jako ostatni. Równolegle, gdy koledzy brali już prysznic, ten ustawiał piłki na dwudziestym metrze i wykonywał rzuty wolne. O tym, jak precyzyjnie potrafi udeżać lewonożny pomocnik, zdał sobie sprawę bramkarz Górnika Zabrze - Borys Pesković. To właśnie jemu, osiemnastoletni wówczas piłkarz, strzelił pierwszą bramkę w barwach Legii Warszawa w Ekstraklasie. Cieszę się, że Maciej Rybus podzielił los Radosława Mikołajczaka czy Jakuba Wawrzyniaka, którzy z MSP Szamotuły również trafili do warszawskiej Legii. Był to niewątpliwie milowy krok w jego karierze, który pozwolił mu zawitać do bram Reprezentacji Polski. To w jaki sposób zdobył bramkę w towarzyskim spotkaniu z Kanadą najlepiej ukazuje, że jest to piłkarz "NIEZASTĄPIONY". Myślę, że Rybus zasługuje na regularne występy w biało - czerwonych barwach i reprezentacyjną koszulkę, o której ja mogę już tylko pomarzyć.

czwartek, 12 listopada 2009

Nie żyje najlepszy bramkarz Bundesligi

"Jesteśmy w żałobie po Robercie Enke" - tak brzmi komunikat na oficialnej stronie Hannoveru 96, po tragicznej śmierci jego bramkarza. 32-letni piłkarz popełnił samobójstwo, rzucając się pod koła pędzącego z prędkością 160 km/h pociągu. Do tragedii doszło we wtorek (10 listopada) o 18:17 na przejeździe kolejowym w Neustadt, ale dramat niemieckiego golkipera rozgrywał się już dużo wcześniej... .

Szokująca informacja bardzo szybko obiegła nie tylko Niemcy, lecz całą piłkarską Europę. Jeszcze tego samego wieczoru, pamięć zawodnika, minutą ciszy, uczcili piłkarze FC Barcelony (w której Enke zaliczył epizod w 2003r.) przed meczem Pucharu Króla z Cultural Leonesa (wygranym 5:0). To nie ostatni taki gest. W najbliższy weekend z czarnymi opaskami na ramieniu zagra Club Deportivo Tenerife. Robert bronił jej barw po przygodzie z zespołem z Camp Nou. Nieszczęście zauważono też w Benfice Lizbona, gdzie szczere kondolencje rodzinie, byłego bramkarza "Czerwonych orłów", złożył prezydent portugalskiego klubu, Luis Filipe Vieira. Władze klubu wystawiły księgę kondolencyjną, a licznie zgromadzeni kibice zostawiali kwiaty, zapalili świeczki i znicze pod bramami AWD-Arena. Najpierw trener niemieckiej drużyny narodowej Joachim Loew odwołał środowy trening, a później prezes federacji DFB odwołał sobotni sparing z kadrą Chile w Kolonii.


Policja odnalazła list pożegnalny, którego (ze względu na szacunek dla rodziny zmarłego) szczegółów treści nie ujawniono. Enke przeprosił za ukrywanie swojego stanu emocionalnego, który był główną przyczyną wyjścia na przeciw śmierci. Na specialnej konferencji prasowej, żona piłkarza, Teresa Enke tłumaczyła stan, w jakim od dłuższego czasu znajdował się jej mąż. Po raz pierwszy depresję u 8-krotnego reprezentanta Niemiec stwierdzono w 2003r. Choroba nabrała rozmiarów trzy lata później. Wówczas, 17 września 2006r. zmarła w wieku 2 lat córka Teresy i Roberta. Enke nie mógł sobie z tym poradzić. Bramkarz Hannoveru nie chciał, aby jego stan zdrowia ujrzał światło dzienne. Bał się, że straci, adoptowaną w maju 2009r., dziewczynkę o imieniu Leila. Enke był osobą rozchwianą emocionalnie. Golkiper piął się w górę na boisku, ale życie prywatne go nie oszczędzało. Enke nie zagrał również w czterech ostatnich meczach reprezentacji z powodu infekcji wirusowej. Powodem absencji bramkarza były campylobacterie - bakterie powodujące infekcje dróg jelitowych. Mimo tego, to właśnie on, miał stanąć między słupkami na przyszłorocznych Mistrzostwach Świata. W swojej karierze klubowej reprezentował barwy Carl Zeiss Jena, Borussii Monchengladbach, Benfiki Lizbona, FC Barcelony, Fenerbahce, Tenerify, a od 2004r. był podstawowym zawodnikiem Hannoveru 96. Rozegrał 164 oficialne spotkania. W ubiegłym sezonie, został wybrany najlepszym bramkarzem Bundesligi.

Różne są motywy popełnienia samobójstwa: problemy rodzinne, kłopoty finansowe, afera korupcyjna. Należy zastanowić się, dlaczego dochodzi do nich tak często? Ostatnie przypadki (w futbolowym środowisku): Adam Ledwoń (34l.), Sławomir Rutka (32l.), Mirosław Staniek (40l.). To tylko przykłady z Polski! Robert Enke poza piłką kochał swoją rodzinę. Mimo częstych terapii, nie potrafił wygrać z chorobą. Przegrał z obawą przed utratą praw do opieki nad zaadaptowaną Leilą.