poniedziałek, 21 grudnia 2009

Futbol jak El Bulli


Piłka nożna jest dla mnie jak... najlepsza restauracja na świecie. Stolik w Roses na Costa Brava zarezerwowałem sobie już dawno. Dzięki temu, w El Bulli zasiadam we wszystkie weekendy i delektuje się każdą finezją jaką kucharze stworzą i podadzą na tacy.
Nadzwyczajnych przeżyć kulinarnych doznałem już w piątek, gdy (śledzi)łem spotkanie na VELTINS-Arena (dawniej Arena AufSchalke) i konsumowałem pojedynek S04 - 1.FSV Mainz. Chciałem coś na deser, ale w kuchni temperatura spadła poniżej zera, a ja sam naliczyłem kilkanaście odwołanych meczów z powodu ataku zimy.
Sobota to już prawdziwa uczta, która zeczęła się w obiad. U mnie na zegarze 13:45. Czerwona latarnia Premier League - outsider z Portsmouth - wbija nóż w plecy Benitezowi. Liverpool notuje siódmą porażkę w tym sezonie. Aż zaschło mi w gardle. Zamówiłem koktajl. Skoro przy Wyspach jesteśmy, skoro przy Premiership i przy szczęśliwej liczbie 7, należy odnotować siódmy mecz bez porażki ekipy z Villa Park. Raut trwał dalej. Kelner wyłożył kawę na ławę, mówiąc: "w menu na dziś jest Manchester United". Pękałem w szwach, ale grzech nie skorzystać. Nie mogłem doczekać się, co przygotuje dla mnie kucharz o imieniu Alexander, bardziej znany jako Alex, Sir Alex. Byłem niemile zaskoczony. Miałem dość, ale najlepsza restauracja na świecie chciała zrekompensować mi odbijający się czkawką dziurawy ser szwajcarski (mam na myśli formację obronną Czerwonych Diabłów). Obsługa zaproponowała zmianę na syto nakryty stolik z bilecikiem: "Finał Klubowych Mistrzostw Świata". Nie pożałowałem. Oglądanie radości Katalończyków sprawiło mi nie lada przyjemność. Później okazało się, że zwolniono kucharza z... Manchesteru, ale City. Przed kolacją przystawka w postaci pewnej wygranej Bordeaux. Piąte zwycięstwo z rzędu i ośmio punktowa przewaga nad OM robi wrażenie. Ostatni posiłek. Miał być szlagier w Toskanii, podano Królewskich.
Nastała niedziela, a wraz z nią małe derby Londynu na Upton Park. Jak na najlepszą restaurację na świecie przystało, podano cztery wykorzystane rzuty karne, a wynik na tablicy, po meczu West Ham - Chelsea, wskazywał 1-1. Przeżarty byłem sobotą, ale zamówiłem jeszcze klęskę Celticu i Juventusu, bramkę Eto'o i Savioli. Zjadłem, podziękowałem, wyszedłem. Powiedziałęm sobie: "dość tych wątłych metafor". Wiersze niech piszą inni, ja na tym kończę. Podobało się?

2 komentarze: