Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Mistrzów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Mistrzów. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 grudnia 2009

"Święta wojna" po francusku


"Święta wojna" - dla jednych polski komediowy serial telewizyjny, do niedawna emitowany w TVP2, dla innych np. niedzielny obiad u teściowej. Jak go znieść? Pff, zjeść. Wracając do meritum - "święta wojna" to także arabskie słowo dżihad, oznaczające wysiłek w celu przezwyciężenia związanych z nią cierpień. Z punktu widzenia sportowego, "święta wojna" to termin, którym nazywa się najczęściej mecze wywołujący wielkie emocje, starcie dwóch odwiecznych klubów, rywalizujących ze sobą od lat, pojedynek Manchesteru Unitet z Arsenalem Londyn, Cracovii z Wisła itd... . Inaczej ów "wojnę" postrzegają kibole Olympique Marsylia.

Wszystko zaczęło się pierwszego dnia października ubiegłego roku. Wtedy to, podczas grupowego spotkania ostatniej edycji Ligi Mistrzów, doszło do zamieszek w meczu Atletico Madryt - OM. W związku z incydentami, które miały miejsce na Vincente Calderon, Santos Mirasierra (jeden z marsylskich ultrasów) został aresztowany za zakłócanie porządku i ranienie policjanta krzesełkiem. Fan "Les Phoceens", oczekując na wyrok, przesiadywał w hiszpańskim areszcie 68 dni. Groził mu wyrok ośmiu lat więzienia. Przed rewanżowym spotkaniem (zaplanowanym na 9 grudnia) nerwy puściły kibicom biało-niebieskich. Na adres Adletico zostały wysłane maile i faksy z pogróżkami. W listach pisanych po angielsku, francusku i hiszpańsku, francuscy kibole zapowiadali śmierć (!) ośmiu fanów Atletico, po jednym za każdy rok odsiadki kolegi. Wyrokiem sądu, Santos został skazany na trzy i pół roku więzienia oraz wysoką (jak na kibica) grzywnę (tysiąc euro). Decyzję krytykował sam Zinedine Zidane, prezes OM Pape Diouf oraz byłe gwiazdy klubu z Marsylii: Didier Drogba i Franck Ribery. Ostatecznie, Mirasierra opuścił areszt za kaucją wynoszącą sześć tysięcy euro. Od momentu tamtych wydarzeń jest traktowany jak bohater.

O ile do Madrytu, na mecz tegorocznej Champions League w grupie C (Real 3-0 OM, 30.09.2009), Santos Mirasierra nie przyjechał, bo jak sam tłumaczył "nie chciał dolewać oliwy do ognia", to na wtorkowym spotkaniu, rozegranym na Stade Velodrome już był. "Królewscy" nie zostali ciepło przywitanie przez kibiców zgromadzonych na 60. tysięcznym obiekcie, a garstka szalikowców ze stolicy Hiszpanii zasiadała pod szczególną opieką służb bezpieczeństwa. Pierwsze oznaki nienawiści, zauważalne były już przy oficialnych uściskach dłoni, zawodników obu ekip. Zielone lasery "powędrowały" na twarz Marcelo. Niesportowe zachowanie powtarzane było również w trakcie spotkania, tym razem ofiarami zajścia byli Lassana Diarra i Gonzalo Higuain. Od momentu, kiedy Lucho wyrównał na 1-1, miłośnicy OM w ciągu 10 minut odpalili pięć flar. Za "swiątynią" (nie mylić z "świętą") Casillasa, odpalano race i liczne petardy, aby odwrócić uwagę golkipera Realu Madryt. Skandaliczne zachowanie 27. tysięcy ultrasów najbardziej odczuł Rafael van der Vaart, który tego dnia systematycznie wykonywał rzuty rożne. Po jednym z jego zagrać padła bramka, a sam Holender został trafiony telefonem!

Real czeka na losowanie (18.12 - piątek) par 1/8 finał LM. Olympique Marsylia na wiosnę zagra w Lidze Europejskiej, czyli tam gdzie trafiło też... Atletico Madryt. Strach pomyśleć jakie piekło zgotują "antykapitaliści, antyrasiści i antyfaszyści" z Marsyli, gdy dojdzie do spotkania z ekipą Quique Floresa.

czwartek, 5 listopada 2009

Kijowski kalejdoskop


Do końca spotkania pozostawało zaledwie pięć minut. W głowach ukraińskich piłkarzy była już szatnia, szampan, radość i zabawa kibiców do białego rana. Zwycięstwo nad Interem dawało ekipie Gazzajewa prowadzenie w grupie F piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wtedy to, na stadionie im. Walerego Łobanowskiego, doszło do nieoczekiwanego zwrotu sytuacji. W 86min. do bramki gospodarzy trafił Diego Milito, a 180 sekund później "chlubę Ukrainy" znokautował Wesley Sneijder, ustalając wynik meczu. Marzenia o pokonaniu "Nerazzurrich" prysły jak bańka mydlana. Jak w kalejdoskopie zmieniła się zaś sytuacja mediolańczyków, którzy z outsidera stali się liderem "grupy śmierci" Champions League.

Świadkami prawdziwego dreszczowca, środowego spotkania 4. kolejki elitarnych rozgrywek byli, poubierani w specialne maski przeciw świńskiej grypie, fani Dynama. Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia obecnego mistrza Ukrainy. Już w 21min. Julio Casara pokonał Andrij Shevchenko. Zawodnicy Dynama Kijów złapali wiatr w żagle i byli lepsi od podopiecznych Jose Mourinho pod każdym względem. W tej sytuacji "The Special One" już w przerwie meczu dokonał dwóch zmian. Nic nie wskazywało jednak na klęskę drużyny Walerija Gazzajewa, ale proporcionalnie do upływu czasu, słabły siły niesionych dopingiem Ukraińców. Mimo tego, bramka strzeżona przez Stanislava Bogusha była jak zaczarowana. Doskonałe okazje seryjnie marnowali piłkarze Interu Mediolan: Eto'o, Samuel, Balotelli. Do czasu.

Futbol to gra nieprzewidywalna, czasem okrutna. Po końcowym gwizdku sędziego, Włosi cieszyli się z pierwszej wygranej w LM od ośmiu spotkań, a piłkarze Dynama zastanawiali nad sensem uprawiania sportu. Musieli przełknąć gorycz porażki, która na długo zostanie w ich pamięci, która odbić się może, na końcowym układzie w fazie grupowej Champions League.